Komentarze (0)
IMPREZA BEZ DZIECI
Dawno temu, kiedy mamuśka i tacik nie byli jeszcze mamusią i tatusiem pojechali do znajomych na urodziny. Znajomi byli już rodzicami dwójki maluchów. Słodkie szkraby - dziewczynka i chłopczyk. Wspaniali, grzeczni, kochani. Jak można narzekać na takie aniołki.
- Jutro jadę kupić sukienkę - mówi ona. - W przyszły weekend jedziemy na wesele.
- O super - odpowiadam. - Jedno, czy dwudniowe?
- Jeden dzień, ale zostajemy tam na noc u kuzynki. A dzieci z dziadkami.
- Dzieci nie jadą z wami?
- Nie, nie. Dostaliśmy zaproszenie bez dzieci.
Co? Szok! Jak można zaprosić na wesele bez dzieci. Przecież dla nich to też super zabawa, atrakcje. Kiedy byłam mała, uwielbiałam chodzić na wesela! Balony! Pyszne jedzenie! Lody! Oranżada! Konkursy dla dzieci! I samo obserwowanie pary młodej było cudowne.
- Wiesz co, ja nie wiem, jak można iść na wesele bez dzieci - powiedział mój obecny mąż po wizycie. - Ja bym tak nie mógł.
- No, mnie też to zaskoczyło.
- Jeżeli kiedyś, ktoś zaprosi nas bez dzieci nie pójdziemy!
- Oczywiście! Z naszymi dziećmi będziemy chodzić na wszystkie imprezy, nie ma innej opcji.
W tej kwestii jesteśmy zgodni. Jak powiedzieli tak robili... do czasu. 9 miesięczny Filipek nadawał się na wesela. Spał przy głośnej muzyce - można było potańczyć, czołgał się po parkiecie, grzecznie siedział w wózku, nikogo się nie bał. Gorzej było z półtorarocznym Filipkiem i kolejną ciążą. Maluchowi nie podobało się tyle ludzi na sali i głośna muzyka. Jedyną atrakcją był plac zabaw za oknem. Z tym, że kiedy zaczął padać deszcz patrzenie na zjeżdżalnie było powodem do jeszcze większego marudzenia. A siódmy miesiąc ciąży nie pozwalał ani na bieganie za pierworodnym, ani na tańczenie, czy inne zabawy. Nie mówiąc o tym, że nieważne o której kładziemy się spać i tak zawsze wstajemy o 5 rano! W nocy czeka nas kilka pobudek.
Impreza z dwulatkiem i kilkumiesięcznym niemowlakiem to tragedia do potęgi. Ani starszy, ani młodszy nie chcą nawet wejść na salę. Płacze, krzyki, uciekanie i szarpanie. 5 minut przed salą, 2 minuty na sali, robimy w tył zwrot i wracamy.
No i nastał TEN dzień. Dostaliśmy zaproszenie na 50-tkę wujka.
- Mamo? - dzwonię. - Czy możecie wziąć chłopaków do siebie na całą sobotę? Przyjadę ich tylko nakarmić (ach te cycki).
- Jasne, nie ma problemu. My wam ich przywieziemy do karmienia, a wy się w końcu pobawcie.
- Wujek? - tacik dzwoni do solenizanta. - Dziękujemy za zaproszenie. Oczywiście będziemy, ale bez dzieci.
- Bez dzieci?
- Tak. Bez dzieci.
I w końcu udało się nam pobawić. Przetańczyliśmy cały dzień. Rodzice bez serca? Nie sądzę! Nasze dzieci spędziły cudowny dzień u dziadków. Spacery, trampolina, zabawa w piasku, bajki, lody. Wycieczka autem do “cycków mamy”. Potem obaj drzemka i dalej zabawa. A patrząc na inne pary z małymi, marudzącymi dziećmi, męczącymi się w eleganckich koszulach i tiulowych sukieneczkach stwierdzam, że nie zawsze bycie razem non stop za wszelką cenę - rodzice z dziećmi - jest najlepsze.